3 marca 2012r około godziny 21:00 w miejscowości Chałupki w gminie Szczekociny doszło do tragedii - czołowo zderzyły się 2 pociągi jadące po tym samym torze. Jestem jednym z ocalałych pasażerów jadących z Warszawy do Krakowa. W chwili gdy to piszę media donoszą o 16 ofiarach śmiertelnych oraz kilkudziesięciu rannych osobach. Moja historia zaczyna się kilka godzin przez zderzeniem.

Około godziny 18:15 wraz z 2 kolegami przyszliśmy na 3 peron stacji Warszawa Centralna. Około 18:20 zauważyłem, że kilka osób zaczęło iść wzdłuż peronu. Moment później z kilku osób zrobiło się kilkanaście a potem kilkadziesiąt. Zaczęliśmy się niespokojnie rozglądać po peronie w poszukiwaniu możliwej przyczyny tego ruchu. Nie było żadnego komunikatu na tablicy, spiker milczał. Jeden z kolegów chciał abyśmy przyłączyli się do tłumu. Powiedziałem mu, że moim zdaniem to jest efekt owczego pędu i nie ma powodu abyśmy się ruszali z miejsca.
Dla upewnienia się zapytałem jedną z idących kobiet " Co się dzieje? Dlaczego Pani idzie?". Kobieta odpowiedziała. "Nie wiem, wszyscy idą, więc ja też idę". Ta odpowiedź tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam rację i zostaliśmy z kolegami w miejscu. Około 18:25 pociąg wjechał na peron. Zatrzymał się tak, że musieliśmy podejść tylko kilka kroków do ostatniego (czwartego) z wagonów do ostatnich drzwi. Tłum wsiadł głównie do pierwszego i dwóch środkowych wagonów, my - do ostatniego wagonu i ostatniego przedziału. O 18:30 pociąg ruszył w trasę do Krakowa. Podróż, jak każda inna.
Około godziny 21:00 doszło do czołowego zderzenia naszego pociągu z pociągiem jadącym z naprzeciwka relacji Przemyśl - Warszawa. Jadąc szybko (podobno 100 km/h) w momencie stanęliśmy w miejscu. Pamiętam szarpnięcie, odległy huk i nagle uderzyłem głową w brzuch kolegi siedzącego w przedziale naprzeciw mnie (jechałem przodem do kierunku jazdy). Nie wiedziałem co się dzieje. Wstałem niepewnie i poczułem lekki ból w karku. Mogłem się poruszać, podobnie wszyscy pasażerowie w przedziale (łącznie ze mną 6 osób), nikt nie odniósł poważnych obrażeń.
Zdezorientowani zaczęliśmy się rozglądać co mogło być przyczyną nagłego zatrzymania. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że zderzyły się pociągi. Jakiś mężczyzna w naszym wagonie (być może konduktor, ale nie jestem pewny) zaczął krzyczeć, że mieliśmy wypadek, nie ma maszynisty i że wszyscy powinni opuścić wagon, bo za nami może jechać inny pociąg. Te słowa mocno podziałały na wyobraźnię, szybko opuściliśmy wagon. Pamiętam, że wysiadając zauważyłem, że jechaliśmy po lewym torze (patrząc wzdłuż kierunku jazdy naszego pociągu).
Ludzie zebrali się na pobliskim polu/łące. Dopiero wtedy zauważyłem zmiażdżone wagony i lokomotywy. To była masakra! Resztę zdarzeń znasz z mediów. W naszym pociągu wykoleiła się lokomotywa i pierwszy wagon (większość impetu wzięła na siebie lokomotywa). W tym drugim aż 2 wagony. Ludzie, którzy w nich podróżowali ucierpieli najbardziej, wielu nie przeżyło. Jest mi niezmiernie przykro, że było ich tak wielu. Bardzo współczuję ich rodzinom. Jednocześnie dziękuję Bogu, że wyszedłem z tego cały. Miałem mnóstwo szczęścia!
Widziałem osoby lekko zakrwawione. Widziałem osoby nie mogące się poruszać bez pomocy innych, mocno zakrwawione a także nieprzytomne osoby niesione na noszach. Wiele osób było uwięzionych w wykolejonych wagonach. Były krzyki o pomoc. Dopóki nie przyjechali strażacy ze sprzętem, pomoc była prawie niemożliwa. Ręce niewiele mogą wskórać przeciwko żelazu. Do tego było zimno. Bardzo zimno. Wiele osób się trzęsło (w tym ja), choć nie potrafię powiedzieć czy z zimna, czy z nerwów.
Do mediów trafiła informacja, że był wypadek pociągów, że 50 osób jest rannych. Nie wiem kto podał taką informację i na jakiej podstawie. Wtedy nikt tego nie mógł jeszcze wiedzieć. Po godzinie 22:00 zaczęto kierować pasażerów do pobliskiej szkoły (ok. 1,5 km od miejsca zdarzenia). W tym czasie na miejscu było już mnóstwo karetek, strażaków i policjantów. Dotarliśmy do szkoły, jakieś życzliwe małżeństwo podwiozło nas samochodem, ale większość osób szła na piechotę. Na miejscu znajdowało się wiele osób i ciągle przychodzili następni. Kto chciał, mógł się napić ciepłej herbaty.